Twoja przeglądarka (Internet Explorer 7 lub starszy) jest nieaktualna. Posiada ona luki w zabezpieczeniach i może nie wyświetlać wszystkich funkcji tej oraz innych stron internetowych. Dowiedz się, jak uaktualnić przeglądarkę.

X

Menu / szukaj

Zofia Chodorowska

Rodzina i Ursynów

Zofia Chodorowska – chemik, pedagog
Antoni Chodorowski – malarz, grafik, satyryk

Jesień 1979 roku. Przeprowadzamy się z małego mieszkania na Sadybie na Ursynów do 7-pokojowego na ul. Służby Polsce.

Parter, przed domem duży kawał ubitej gliny – wspaniałej, żyznej, na której nie wolno było stawiać domów – jak twierdził mój mąż Antoni. Wokół ani jednego drzewa. Z okien widać wąską ścieżkę, nierówną, pokrytą kałużami i nanoszonym błotem. Przetrwała do dziś. Za nią ulica Ciszewskiego i dalej niezmierzona pusta przestrzeń aż do lasu kabackiego. Z drugiej strony domu olbrzymi błotnisty plac i widok na ponure, nieotynkowane bloki ul. Dembowskiego.

Punktem centralnym, zbudowanym w środku litery L utworzonej przez budynek, jest śmietnik. Wspaniała, nieosłonięta niczym budowla o ażurowych ścianach stoi do dziś w nienaruszonym stanie. Wyjątkowość jej polega na tym, że otwarte na oścież wrota są, jak nigdzie indziej, skierowane na drzwi klatek schodowych i widoczne ze wszystkich okien budynku. Hulający wiar rozwiewa frywolnie skrawki papieru i niepowtarzalny zapach.

Nasze mieszkanie musi przejść mały remont. Mąż podejmuje się tego zadania. Kawałki sczerniałej podłogi (cieknące kaloryfery) trzeba wymienić, uszczelnić okna, zerwać progi przy drzwiach balkonowych i uszczelnić, znaleźć w pokojach proste kąty w których można by ustawiać meble.

Betonowe ściany kuchni, przedpokoju i pokoi zostają pokryte boazerią. Pozwala to ocieplić ściany, wyrównać kąty i zabezpieczyć głowy dzieci korzystających z przestrzeni domu w sposób spontaniczny. Boazeria pozwala mi też na dowolne komponowanie na ścianach obrazów męża malowanych na plenerach i przywożonych do domu. Wbicie gwoździa jest zdecydowanie łatwiejsze w deskę niż w beton.

Potrzebne są łóżka, szafy, biurka….Najbliższy sklep to „Emilia” w Śródmieściu. Kolejki, kolejki….Kto tam ma stać? Najstarsze dzieci są w I klasie ! Dzieci śpią na materacach – teraz twierdzą, że był to najlepszy okres ich życia.

Łóżeczka młodszych i biurka kupujemy z ogłoszenia. Tak łatwiej. Mąż przywozi je dużym Fiatem kupionym za pieniądze otrzymane za zdobycie I nagrody w konkursie w Strassburgu na plakat o segregacji rasowej. Meble w większości robi sam. Piętrowe, solidne łóżka, blaty kuchenne, szafki.

O godzinie 22:00, gdy już nie może używać wiertarki i młotka, zamyka się w swoim pokoju i rysuje grafiki, żarty satyryczne i ilustracje zanoszone lub wysyłane rankiem do redakcji pism polskich i zagranicznych.

Ja dojeżdżam do pracy w TEWIE gdzie wprowadzamy właśnie japońską linię technologiczną budowy struktury zegarka. Nadzoruję proces epitaksji, doglądając jednocześnie produkcji układów scalonych małej skali integracji.

Dojazd – koszmar. 1 autobus + tramwaj. W torbie obowiązkowo drugie buty na zmianę. Drogi do przystanku nie ma. Żyzna, tłusta glina przez którą przedzieram się codziennie dokładnie przylepia się do obuwia.

Wkrótce rodzę bliźniaki. Po małym zaskoczeniu, że to jednak nie była grzeczna mała dziewczynka a dwóch fantastycznych chłopaków przychodzi odkrywcza myśl, że nie będę musiała przez pewien czas dojeżdżać do pracy.

Organizuję życie domowe. Przychodnia dla dzieci – gdzieś w podcieniu budynku chyba na ZWM. Przedszkole na Cybisa, zerówka obok. Pierwsze klasy na Dembowskiego1. Sklep Megasam na Surowieckiego. Parafia – na Grabowie. Stamtąd dojeżdża na rowerze Siostra Zakonna odwiedzając wszystkie rodziny z dziećmi. I pewnego razu przywozi nam 7 par wspaniałych błękitnych adidasów na miarę. Dzieci nie wkładają ich na co dzień ze względu na wszechogarniające błoto.

Budowa bloków idzie pełną parą. W tym zamieszaniu budowlańcy gubią 5 i 6 numer domów na Służby Polsce. Do dziś ich nie znaleziono. Zostawiają za to psa-stróża Miśka, który rozpoczyna prywatną służbę w naszym domu. Potrafi dopilnować bliźniaków w wózku „parasolce” gdy czekają przed sklepem na mamę stojącą w 100 metrowej kolejce. Dobrotliwie popycha ich nosem gdy chcą wstać z wózka i uspokajająco liże po buzi ku oburzeniu ludzi bojących się podejść do psa bez kagańca i smyczy.

Zakupy są naszą zmorą. Na szczęście na rogu Ciszewskiego i Pileckiego rozkłada kramik „pod chmurką” sympatyczna Pani. Zaopatruje nas w warzywa, owoce i codziennie przywozi specjalnie dla nas bańkę mleka „od krowy”. Nareszcie mogę robić zakupy nie wypuszczając wózka z rąk!

Na Służby Polsce w piwnicach i na ostatnich piętrach znajdują się pracownie artystów. Palące się nocami w oknach światła są także zaproszeniem na „nocne artystów rozmowy”.

Jako jedyni w okolicy mamy w domu telefon dostępny dla wszystkich sąsiadów i przyjaciół. Kable telefonu są zakopane płytko w ziemi więc w czasie wielkich mrozów zamarzają a w upały topią się (?). W każdym razie wtedy telefon nie działa. Prowadzimy dom otwarty, przez który przelewa się mnóstwo przyjaciół naszych i dzieci. Wchodzą klatką schodową, wychodzą balkonem. Wybiegają grać w piłkę na nieogrodzonym jeszcze boisku – klepisku. To co, że nie ma bramek, słupa z koszem! jest zabawa, byle tylko nie trafić piłką w malucha jadącego akurat w poprzek boiska rowerem.

Mąż zaczyna sadzić pierwsze kwiaty i krzewy na skarpie koło domu. Na „ogólnym” sadzi drzewa. Wykopane z ziemi znaleziska jak rurki metalowe, stare sedesy, gruz, płyty chodnikowe itp. – cierpliwie wywozi. W to miejsce przywozi kamazem ziemię. Ze znalezionego u sąsiada kręgu betonowego robi piaskownicę. Stawia płotek.

W ten sposób trafia do szkolnego zeszytu. W wypracowaniu syna „Pierwsze przejawy wiosny” znajduje się zdanie: „Już wiosna. Tata zaczyna przesiadywać w ogródku.”

No i niezapomniany koszmar stanu wojennego. Mąż dostaje zakaz druku „nieprawomyślnych” rysunków. Smutny Pan wypatruje przez okno obraz gdzie Jaruzelski jako ołowiany żołnierzyk pilnuje murów Kremla. Grozi nam sankcjami w przypadku pokazywania publicznie obrazu i wychodzi speszony, chyba, naszą dziewiątką urwisów. Na szczęście nie szuka przechowywanej u nas bibuły i pieczątki Solidarności. Wolny czas wypełnia nam polowanie na jedzenie dla dzieci. I podania do Urzędu Miasta o zamianę 9 kostek smalcu na margarynę, dodatkowy przydział benzyny niezbędny na dojazdy do lekarza i na działkę, zgodę na „przekładkę” rdzewiejącej karoserii Fiata itp.

Róg mieszkania zbudowanego z nieotynkowanej wielkiej płyty opanowuje czarny grzyb. W szczelinach między płytami gniazda zakładają wróble. Wypadłe z gniazd pisklęta do domu znosi nam kotka i wkrótce mamy pełną klatkę ćwierkających maleństw do odchowania. Cóż, brak drzew. Pisklaki wypuszczamy po kolei kiedy zdadzą egzamin z samodzielnego rajdu po szafach.

Potem koszmar kartek żywnościowych. Można na nie kupić mięso, cukier, wódkę, papierosy, buty. Wódkę wymieniamy na cukierki, butów z tektury nie da się nosić.

Przychodzą paczki od przyjaciół artystów z Niemiec, Szwecji, Belgii. Głównie milupa, słodycze, mleko w proszku, kakao. Dzielimy to między sąsiadów z dziećmi, robimy „czekoladę kryzysową” dla dzieci. Jest i cały ananas z którym dzieciaki fotografują się na śniegu.

Większe transporty darów przychodzą z Belgii i Holandii. Dary do podziału powierzają nam. Głównie są to ubrania, olej, herbata, proszek do prania. Pudła po bananach zajmują cały pokój do sufitu. W ciągu tygodnia rozdzielam wszystko na domy rodzinne, szkoły, Kościoły.

Ursynów powoli się buduje. Skraca się perspektywa Dereniowej, mamy dobry sklep osiedlowy, piekarnię, ciastkarnię. Przybywa chodników. Zapełniają się parkingi. W nowej Szkole Podstawowej na Dembowskiego 9 zaczynają się uczyć bliźniaki. Starsze dojeżdżają do szkół na Mokotów na ul. Jana Bytnara, Różaną, Kazimierzowską, potem do Liceum i Technikum na Wiktorską, Poznańską, Limanowskiego. Najmłodsza córka kończy Liceum na Hirszfelda. W 1990 roku tworzymy Szkołę Społeczną na Pięciolinii, gdzie przenoszę 2 dzieci. Nauka jest tu bezstresowa, spokojna, w małych klasach. I nareszcie nie zadaje się lekcji do domu.

Działają ursynowskie Galerie Sztuki: Galeria U, Cafe Metro, Dom Sztuki, Galeria Działań. Są miejscem wystaw, spotkań artystów i miłośników sztuki.

Mąż bezustannie maluje, tworzy grafiki, rysunki piórkiem. Zdobywa wiele nagród w Polsce i za granicą, prowadzi zajęcia z młodzieżą wykładając w Wyższej Szkole Technik Teatralnych. Przy nowopowstałym basenie na Koncertowej tworzy olbrzymią mozaikę z motywem wodnych potworów.

Ja w międzyczasie zdobywam szlify pedagogiczne i zostaję nauczycielem mianowanym. Organizuję dla dzieci międzynarodowe konkursy ekologiczne, poetyckie, rysunkowe i baśniowe. W jury zasiadają najznamienitsi polscy poeci, malarze, ekolodzy. Zwycięskie prace plastyczne są drukowane na pocztówkach i w katalogach. Wiersze i proza zostają wydane w ilustrowanych przez dzieci książkach które sama redaguję. Główną nagrodą są wystawy w prestiżowych Galeriach Warszawy i plenery malarskie na których laureaci mogą szlifować swój talent pod okiem artysty-plastyka i architekta.

W XXI wiek wchodzę sama z dziećmi. Śmierć męża (tętniak aorty) koryguje nasze plany życiowe. Nieocenioną pomoc niosą nam przyjaciele – artyści, redakcje pism drukujące prace Antka oraz sąsiedzi. Uczę się pielęgnować ogródki przed domem, dbać o drzewa, usamodzielniać dzieci. Ursynów zmienia się. Domy zostają otynkowane, powstają nowe Galerie Sztuki przy Kościołach: Galeria Wieża i Galeria na Emporach. Urząd Gminy Ursynów promuje artystów prezentując ich prace w olbrzymich oknach budynku.

Życie towarzyskie zanika wypierane przez skype, facebook, twitter i inne wynalazki. Najlepiej sobie radzą właściciele psów spotykając się kilka razy dziennie i życząc sobie wzajemnie „Miłego dnia”. Galerie Handlowe –Le Clerc, Geant, Obi i Tesco prześcigają się w pomysłach na ściągnięcie do siebie klientów. Władze Gminy ku naszej rozpaczy po cichu likwidują małe budki warzywno-nabiałowo-ubraniowe zostawiając jednak z myślą o nas całodobowe budki z alkoholem!!!

W dalszym ciągu mogę udzielać się społecznie w fundacjach. Obecnie zakładamy z dziećmi Fundację ACHO, która będzie tworzyć strony internetowe artystom wykluczonym cyfrowo. Archiwizuję prace męża, wystawiam Jego prace w Galeriach. Dużą satysfakcje sprawia mi pomoc uchodźcom z Czeczenii, osobom niepełnosprawnym i starszym.

Dzięki staraniom przyjaciół na Ursynowie w 2012 roku nazwano jedną z ulic imieniem Antoniego Chodorowskiego.

Dzieci rozjechały się po świecie. Szkocja, Anglia, Szwecja, Hiszpania, Norwegia, Kuwejt. Tam je odwiedzam. Jestem bardzo dumna z całej siedemnastki wnuków z których dwoje kończy w tym roku studia.

Wiele się zmieniło na Ursynowie. Są ścieżki rowerowe, nowe ogrodzone wysokim płotem boisko typu orlik, na który dzieciom wstęp wzbroniony (mogłyby coś popsuć), stacja metra, przychodnie lekarskie i płatne przychodnie stomatologiczne, lecznice weterynaryjne.

I tylko dwie rzeczy pozostały niezmienne. Asfaltowa, wąska, dziurawa ścieżka przed domem i śmietnik otwarcie patrzący nam w okna, czekający cierpliwie na wpis do rejestru zabytków. I tylko zamiast papierków wiatr wiejący z duchem czasu rozwiewa torebki plastikowe.

Zofia Chodorowska

26 kwietnia 2017 roku