Twoja przeglądarka (Internet Explorer 7 lub starszy) jest nieaktualna. Posiada ona luki w zabezpieczeniach i może nie wyświetlać wszystkich funkcji tej oraz innych stron internetowych. Dowiedz się, jak uaktualnić przeglądarkę.

X

Menu / szukaj

Marek Wojciech Chmurzyński

„Nic takiego”

Przykładanie jakiegokolwiek metrum do działań i dokonań ANTONIEGO CHODOROWSKIEGO mija się z celem. Żył i pracował bardzo intensywnie i szybko, bez przerwy zaskakując końcowym efektem tych działań w postaci dalekiej od wszelakiej sztampy; różnorodnych i niespodziewanych rozwiązań. Jego śmierć była również szybka i niespodziewana, dla wszystkich.

Jak to możliwe, ze On – uosobienie siły fizycznej i siły woli jednocześnie, ten „człowiek nie do zdarcia” nagle nas opuścił? To pytanie zadawaliśmy sobie i zadajemy nadal, mimo że od tragicznego poniedziałku 15 lutego upłynął już rok. I na nic się tu zdają racjonalne tłumaczenia, że ta choroba miała charakter trwały i postępujący, a kryzys mógł nastąpić w każdej chwili. W ten fakt trudno po prostu uwierzyć.

Jego odejście był tym boleśniejsze, że bez udziału „Chodora” właściwie trudno było sobie wyobrazić jakiekolwiek wydarzenie związane z humorem i satyrą. Od lat przyzwyczailiśmy się bowiem, że łamy prasowe pełne były Jego rysunków, a na żadnej ważniejszej wystawie satyrycznej (i nie tylko) nie mogło także zabraknąć prac Chodorowskiego.

Antoni imponował wszystkim nie tylko niespożytą zawodową aktywnością i katorżnicza wręcz pracowitością. Imponował również zniewalającym wszystkich niezwykłym spokojem i opanowaniem. Ci, którzy znali Go lepiej wiedzieli co prawda, że pod ową przykrywką ukryty jest prawdziwy wulkan emocji i wrażliwości. Wiedzieli jednak również, że zawsze w porę potrafi ów wulkan zgasić; poprzez swoją wrodzoną dobroć, tolerancję i życzliwość kierowaną do wszystkich niemal bez wyjątku.

Los chciał, że ostatnią wystawą, w której uczestniczył, były „Oooo-powieści Hoffmana, czyli filmowe Ogniem i Mieczem na wesoło” w warszawskim Muzeum Karykatury.

Nie wiem, czy to przypadek, czy też świadomie kreowany image, ale Antoni był jakby żywcem wyjęty z Sienkiewiczowskiej Trylogii. Mnie najbardziej przypominał Józwę Butryma z Potopu i równocześnie (i to wcale nie paradoks) Michała Wołodyjowskiego. Tego bardziej wyważonego, a czasem nawet dostojnego – z kart Potopu i Pana Wołodyjowskiego, a nie fircykowatego rycerzyka z Ogniem i Mieczem. Nie wiem też, czy słynne powiedzenie Pana Michała – „Nic to”, miało jakiś wpływ na stworzenie przez Antoniego własnego, ulubionego stwierdzenia-klucza: „Nic takiego”. Stwierdzeniem tym, z charakterystycznie przedłużoną głoską „e” pointował Antoni większość rozmów o problemowym, czy też kontrowersyjnym charakterze. Rozmów ważnych zarówno dla niego samego, jak też dla tych, którzy dzielili się z Nim swoimi troskami. A wiedzieć trzeba, że umiał słuchać jak nikt. I w tym też między innymi zawiera się Jego głęboko ludzka mądrość i miłość do innych.

Niezwykłą osobowość Chodorowskiego znakomicie charakteryzują słowa Rolanda Topora, który zwykł mawiać, że „… nie przestając być przede wszystkim osobą, KIMŚ, można być równocześnie np. Twórcą” Antoni był przede wszystkim KIMŚ. Był także Artystą i to artystą wybitnym.

Profesjonalizm twórczy Chodorowskiego jest powszechnie znany. Znakomite przygotowanie akademickie szło w jego przypadku w parze z niezwykłym darem łatwości rysowania. Perfekcyjny zmysł portretowania, tak przydatny w karykaturze, łączył się przy tym z niesłychaną w swej różnorodności gamą niecodziennych skojarzeń znaczeniowych. Ostrość i celność lakonicznego wyrazowo, satyrycznego sposobu myślenia, bywała z reguły w Jego wydaniu przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Wszystkie te cechy czyniły i czynią Zeń artystę przekonywującego, dostrzeganego przez publiczność i bez wątpienia przez nią lubianego.

Jego Medal w ubiegłorocznej edycji Satyrykonu, z którym był nierozerwalnie związany od początku istnienia tej imprezy, stał się rzeczywistym i naturalnym ukoronowaniem całej Antkowej twórczości. Antoni Chodorowski nie zabiegał o zaszczyty, chociaż na pewno lubił by jego praca była dostrzegana i doceniana. Wiem też, że Satyrykonowe Srebro’99 bardzo Go ucieszyło, chociaż jak zwykle swój sukces skwitował swoim słynnym „Nic takiego”.

Antku, zawsze się z Tobą trochę droczyłem i przekomarzałem, toteż zrobię to i tym razem. Nie masz racji! Ta nagroda i wiele innych, a przede wszystkim całe Twoje śmieszne, a jednocześnie jakże poważne i mądre rysowanie, to jest naprawdę „COŚ TAKIEGO”. COŚ, co zostanie trwale w naszej pamięci.

Marek Wojciech Chmurzyński

[Niniejszy tekst jest nieznacznie zmienioną wersją artykułów wstępnych zamieszczonych w katalogach wystaw Antoniego Chodorowskiego w galerii „Muza” w Lubinie oraz w galerii „Na drabinie” we Włocławku]