Twoja przeglądarka (Internet Explorer 7 lub starszy) jest nieaktualna. Posiada ona luki w zabezpieczeniach i może nie wyświetlać wszystkich funkcji tej oraz innych stron internetowych. Dowiedz się, jak uaktualnić przeglądarkę.

X

Menu / szukaj

Anna Poppek

Nic takiego

Nie zajmuję się bieżącą polityką, plotkami, które krążą po mieście i podniecają ludzi. Staram się robić rysunki obok tego wszystkiego, tak, aby każdy z nich zawierał ponadczasowy żart, jakąś filozofijkę, pointę, która nie traciłaby aktualności bez względu na przemijanie – takie było artystyczne motto Antoniego Chodorowskiego.

Jego rysunki satyryczne, wystawione w Galerii Elektor w Mazowieckim Centrum Kultury, po latach ukazują drugie dno. Tak jest np. z karykaturą braci Kaczyńskich, wykluwających się z jednego jaja, czy z portretem Aleksandra Kwaśniewskiego, któremu zbyt duża korona spada na oczy.

Pokazano około 70. prac – stosunkowo niewiele, jak na wyjątkową „płodność” artysty. Antoni Chodorowski rysował w każdych okolicznościach: na zamówienie w redakcjach, na wernisażach, koncertach czy spotkaniach towarzyskich Sprawiało mu to zmysłową wręcz przyjemność: nie lubił rozstawać się z oryginałami, w gazetach, z którymi współpracował, zostawiał odbitki.

Urodził się w 1946 r. na białostocczyźnie, we wsi Chodory. Był absolwentem Politechniki Warszawskiej i Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie – studiował w pracowni prof. Bohdana Urbanowicza. Współpracował z czołowymi polskimi pismami (m. in. „Polityką”, „Szpilkami”, „Rzeczpospolitą”). Nigdzie jednak – czym się szczycił – nie zatrudnił się na etat. Mimo to znajdował środki na utrzymanie dużej rodziny: żony i 9 dzieci (3 swoich i 6 adoptowanych).

Ogromnym powodzeniem cieszyły się karykatury VIP-ów, zebrane przez Chodorowskiego w albumach „10 rysunków” czy „Papa Noster”. Prezentował swoje prace na najbardziej prestiżowych międzynarodowych wystawach i konkursach, m.in. w Montrealu, Berlinie, Ankarze czy Strasburgu. Zawsze wracał z nagrodami.

Był człowiekiem piekielnie inteligentnym, dowcipnym, o wszechstronnej wiedzy. Imponował opanowaniem, pod którym krył jednak wrażliwość, uczuciowość i wierność ideałom. Zmarł w wieku 53 lat. 15 lutego br. minęła 5. rocznica jego śmierci.

„Przykładanie jakiegokolwiek metrum do działań i dokonań Antoniego Chodorowskiego mija się z celem. Żył i pracował bardzo intensywnie i szybko, bez przerwy zaskakując końcowym efektem tych działań w postaci dalekiej od wszelakiej sztampy. Jego śmierć była również szybka i niespodziewana dla wszystkich” – napisał o nim we wspomnieniu Marek Wojciech Chmurzyński, dyrektor Muzeum Karykatury.

6 lutego br., na wernisaż wystawy pt: „Wspomnienie” do Mazowieckiego Centrum Kultury, z którym artysta był związany, przyszli liczni krewni, przyjaciele i znajomi artysty. Była m.in. Zofia Chodorowska, która od lat gromadzi – także w wersji elektronicznej – prace męża, rozproszone po świecie, Zygmunt Broniarek czy Marian Sołobodowski z Departamentu Kultury Urzędu Marszałkowskiego. Otwierając wystawę Czesław Mirosław Szczepaniak przypomniał ulubione powiedzonko nieżyjącego przyjaciela: „To był artysta pełną gębą, choć gdybym mu powiedział, że jest artystą, zapewne by spojrzał na mnie spode łba i mruknął: Nic takiego!…”.

Anna Poppek

„Gdyby nie ważne i znaczące wydarzenia historyczne, zapewne gnębiłby pańszczyźnianego chłopa na swoich włościach, a wyrzeczone przezeń «nie pozwalam» znaczyłoby znacznie więcej niż jego rysunki satyryczne. Rysunki zresztą niczego nie zmieniają, są to bowiem niegroźne, ugłaskane przez autocenzurę obrazki, które niezależnie od zawartej w nich ironii na pewno nie doprowadzą do upadku Rzeczypospolitej, jak osławione szlacheckie veto” — tak o sobie w latach 80. pisał Antoni Chodorowski.

Kropki i kreski

Rzeczywiście, to nie przez jego rysunki upadł poprzedni system, nie spowodowały też krachu tego czy innego rządu. Trzeba jednak przyznać, że chyba jednak trochę się do polskich zmian przyczyniły…

Z taką konkluzją wychodzi się z najnowszej wystawy w warszawskim Muzeum Karykatury pt. „Chodor”, otwartej 11 bm., po roku od śmieci Artysty (Chodorowski zmarł nagle 15 lutego ub.r.). Wystawy, na której zgromadzono plakaty, obrazy i rysunki. w tym i te znane z łamów Tygodnika Solidarność.

— Zastanawialiśmy się z Lengrenem, jak on robił, te niezliczone kreseczki i kropki — powiedział na wernisażu wystawy Szymon Kobyliński. Kiedyś nawet usiłowałem coś w ten sposób narysować, ale tylko rozbolała mnie od tego głowa.

Znalazł się tu również niepokazywany dotąd autoportret Chodorowskiego w kontuszu i z szablą. „Nie wiem, czy to przypadek, czy też świadomie kreowany image, ale Antoni był jakby żywcem wyjęty z Sienkiewiczowskiej Trylogii” — napisał we wstępie do katalogu wystawy Marek Wojciech Chmurzyński, dyrektor Muzeum Karykatury i wieloletni przyjaciel Chodorowskiego. Mnie najbardziej przypominał Józwę Butryma z „Potopu” i równocześnie (i to wcale nie paradoks) Michała Wołodyjowskiego, lego bardziej wyważonego, a czasem nawet dostojnego — z kart „Potopu” i „Pana Wołodyjowskiego”, a nie fircykowatego rycerzyka z „Ogniem i mieczem”. Nie wiem też, czy słynne powiedzenie Pana Michała „Nic to”, miało jakiś wpływ na stworzenie przez Antoniego własnego ulubionego powiedzenia-klucza: „Nic takiego”.

Jak wielu miał przyjaciół, widać było na wernisażu. Muzeum Karykatury pękało w szwach. Antek witał ich przy wejściu, patrząc z fotografii ze swoim charakterystycznym, dobroduszno-złośliwym uśmiechem.

Jacek Frankowski, otwierając wystawę, przypomniał przygodę, którą przeżył z Antkiem na wystawie w Berlinie w 1997 r., na którą zaprosiła ich ambasada Polska.

– Miał przygotowaną niespodziankę, która lekko zaszokowała przedstawicieli ambasady. Zaprezentował rysunek: kanclerz Kohl o posturze Herkulesa, za to dokładnie taki. jakim go Pan Bóg stworzył. Rozpoczęły się delikatne mediacje. „Nie wypada, po prostu nie wypada przedstawiać szefa rządu państwa-gospodarza, gołego jak święty turecki” — argumentowano. Rysunek w końcu zniknął ze ściany wystawowej. Antek nic nie mówił, ale widać było, że jest wściekły. Z tajemniczą miną zniknął gdzieś na zapleczu. Nazajutrz na otwarciu ekspozycji okazało się, że obok katalogów leży plik odbitek ksero z wizerunkiem gołego Kohla. Budziły zrozumiałe zainteresowanie. W pewnej chwili podszedł do Antka minister Kinkel z prośbą o jeszcze jeden rysunek, bo już zabrakło, a chciałby podarować go szefowi…

Wielkimi brawami przyjęto wystąpienie wdowy po Artyście, Zofii Chodorowskiej. Poinformowała ona, że szkoła podstawowa w Chodorach, gdzie uczył się Antek, zostanie nazwana jego imieniem. Odbyła się także licytacja jego trzech oryginalnych prac; pieniądze zostały przekazane pani Zofii. Chodorowscy oprócz trójki swoich wychowywali bowiem sześcioro adoptowanych dzieci. Dochód z licytacji pani Zofia przeznaczy na ich naukę.

„Do piórka trzeba mieć sporo siły w ręku. Czasami trzeba bardzo szybko szasnąć. Im szybciej, tym ciekawsza wychodzi kreska. Można zrobić tak delikatną kreskę, że ledwie wyczuwalną na kartce. Jak ktoś ma mało siły, to nie zrobi subtelnej i delikatnej kreski. Poza kreseczkami stawiam parę kropeczek. żeby rysunek nasiąknął treścią” — powiedział kiedyś w wywiadzie dla ursynowskiego lokalnego pisma.

Kropki i kreski Chodorowskiego oglądać można w Muzeum Karykatury do 28 maja.

Anna Poppek