Antoni Lewandowski
Goła pani profesor z przodu i z tyłu
ANTONIEGO CHODOROWSKIEGO WESOŁE RYSOWANIE
– Rysowałem od zarania dziejów. Już jako dwuletnie dziecko próbowałem w rysunku przedstawić różne żarty i podobno to mi dobrze wychodziło, jak mówiono. Tematem było wojsko. Czas był powojenny i wokół naszego domu w Chodorach i w pobliskich lasach było pełno żołnierzy. Gdy opuścili dom i okolice, temat się skończył i zaprzestałem rysowania – opowiada fragment swego bogatego życiorysu Antoni Chodorowski. – Potem nastąpił drugi okres twórczości: rysowanie pod ławką. W szkole średniej namalowałem gołą panią profesor z przodu i z tyłu. Zrobiła się afera. Na szczęście dyrektor miał poczucie humoru i sprawa zakończyła się naganą…
Delikatna kreska i zaczernione ołówkiem półcienie mistrzowsko wydobywają z przestrzeni białej kartki ludzkie twarze i… charaktery. Są to twarze artystów, polityków, ludzi znanych i nieznanych, rysowanych jakby kilkoma pociągnięciami ołówka. Pomimo satyrycznej deformacji, są one doskonale rozpoznawalne, a przede wszystkim, rzecz rzadko spotykana u innych satyryków: w tych miniportretach widziana jest cała osobowość bohaterów.
Gdy pewien dziennikarz zwrócił się do artysty z prośbą o poprawienie wykonanego przezeń niegdyś satyrycznego portretu – a był on rysowany jak zwykle delikatną kreską, która „rozmyła się” i wypłowiała po kilkunastu latach – po ”restauracji” dzieła, okazało się, że portret „w zasadzie” przedstawia nadal tego samego człowieka z lat młodości, pędzącego przez pola z wyciągniętym jak lanca ułańska piórem. Mimo jednak pozornej identyczności, na portrecie nie jest to już ten sam bohater. Chodorowski zmienił tylko niewidoczny drobiazg: wyraz oczu. I było to już „zrezygnowane” spojrzenie dojrzałego mężczyzny, w którym zgasł cały młodzieńczy niegdyś entuzjazm.
– Ależ drogi panie Antoni – zaprotestował model portretu – prosiłem pana tylko o konserwację rysunku! On nie jest już taki sam jak był.
– Dlatego, że i pan się cokolwiek zmienił – odpowiedział ze stoickim spokojem Antoni Chodorowski.
W każdym zamówionym portrecie, ten znakomity rysownik nie może sobie odmówić przyjemności przedstawienia, czasami w sposób niezwykle dyskretny, ale widoczny i wyrażony satyrycznym akcentem, obraz świata rysowanego bohatera. I jeśli będzie to np. biznesmen, to z pewnością w symbolice rozrzuconych wokół niego przedmiotów, a także postaci, ujawni się jego spryt i inteligencja, albo pazerność, zachłanność i przemoc w stylu „po trupach do celu”.
Dlatego najlepiej chyba, a z pewnością najciekawiej, prezentują się portrety znanych z pierwszych stron gazet polityków, rysowanych z mistrzostwem godnym najlepszego psychologa, politologa, a zarazem z całym kunsztem warsztatowym satyrycznego portrecisty.
Antoni Chodorowski nie jest związany z żadnym nurtem czy szkołą. Jego prace są bez trudu rozpoznawalne, czasami uzupełniane charakterystycznymi „dymkami” stanowiącymi dowcipny komentarz sytuacyjny. Nie wiąże się też on etatowo z żadną redakcją, współpracując jednocześnie z wieloma pismami. Mówi o sobie, że „chce być i jest wolnym i całkowicie niezależnym”. Jest człowiekiem pełnym humoru i tryskający optymizmem, pomimo wyznawania teorii „o absurdalności życia i naszego świata”…
Nazwisko Antoniego Chodorowskiego i jego rysunki pojawiają się już po raz trzeci w ciągu ostatnich kilku lat na łamach dorocznego almanachu satyrycznego „Whitty world”, wydawanego przez najbardziej prestiżowe w świecie amerykańskie czasopismo satyryków. Znajdują się tam rysunki najlepsze z najlepszych. Spośród Polaków zaistniał tam jeszcze jedynie Szymon Kobyliński i Zbigniew Jujka.
Prace Antoniego Chodorowskiego uczestniczyły w wielu międzynarodowych salonach humoru, m.in. w Montrealu, w Knokke-Heist i w Berlinie, w bułgarskiej stolicy satyry – Gabrowie, a także w Tokio, Skopje i Atenach. Otrzymał wyróżnienia i nagrody, m.in. Grand Prix na wystawie rysunku satyrycznego w Strasburgu i specjalną nagrodę Jury w Ankarze, jak również szereg znaczących nagród na wielu przeglądach i salonach sztuki satyrycznej w kraju.
We wstępie do zbioru swoich rysunków zwierzył się ze swoistą przekorą, że ma coraz większą trudność w tworzeniu satyry „a wynika to jednoznacznie z poprawy międzyludzkich stosunków i postępowego, nieomal idealnego zarządzania krajem”. A ponieważ nie ma już co krytykować, postanowił „samorzutnie zredukować się jako satyryk” i szukając rozpaczliwie dróg ujścia dla rozpierającej go energii twórczej, wyżywa się w ogródku (…)
A wszystko to po to, by to co robi – wyglądało poważnie…
Antoni Lewandowski
kwiecień, 1995 rok
[Tekst zamieszczony w Serwisie Publicystyczno-Informacyjnym PAI-Press Nr 13/155/B z 1-2 kwietnia 1995 roku]